A A A

Luna

Klejnot nocy sypie srebro po ulicach
Dech zapiera prozaikom i poetom
I od wieków dla każdego śmiertelnika
Książę księżyc z dworem gwiazd najjaśniej świecą
 
Rządzi grafitowoczarnym swym sklepieniem
Od szarzyzny zmierzchu aż po światła świtu
Dla nokturnów i serenad jest natchnieniem
Drogowskazem bywa też somnambulików
 
Na odbicie swoje lubi zerknąć w stawie
I zagląda do nieoświetlonych domów
Nieuchronny jednak zawsze jest poranek
Gdy gwałtownie go detronizuje kogut
 
Tu księżyca wielki dramat się zaczyna
Musi zniknąć kiedy minie jego pora
Bo choć piękny jest,
Lecz przy tym
Świeci światłem wszak — odbitym
I bez słońca jego żywot meteora...
 

I choć blaskiem wciąż próbuje oczarować
Nocne szlaki nam wskazując nieprzerwanie
Całą wieczność może sobie tak próbować
Przecież nigdy drugim słońcem się nie stanie!